Forum  Strona Główna



 

TĘCZOWY MOST... śmierć psa Przeczytajcie-WARTO
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Tęczowy Most...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
marzcia_ s
Gość






PostWysłany: Czw 13:47, 14 Sty 2016    Temat postu:

Jak czytam te posty to ryczę jak dziecko, najgorzej jest wracam do pustego domu i nikt nie czeka i jestem w domu sama płakać mi się chce bardzo. też bym chciała cofnąć czas. Bo święta bożego narodzenia i sylwester był najsmutniejszym okresem w naszym życiu, moim i mojego męża on tez bardzo to przeżył ale jako prawdziwy mężczyzna, nie pokazywał łez chował się po kontach płacząc, ale ja widziałam i tak zapuchnięte jego czerwone oczy. Raz widziałam jak leżał na podłodze obok chorego pieska i płakał ze nie możne mu pomoc.
Druga osoba co się przejęła na śmierć pieska była moja mama jak zaczęła się pytac co się stało i gdzie pochowałam pieska, zdjęła okulary i zaczęła płakać, bo ona czasem się zajmowała moim psem miała klucze od mojego mieszkania i wyprowadzała go jak ja byłam w pracy lub jak ja miałam nocna zimne w pracy zostawiłam go u niej na noc bo Pupil nie lubił zostawać nocą sam w domu bo skomlał nocą. I tak woziłam go wieczorem a rano odbierałam i tak kilka razy w tygodniu jak miałam 5 nocek pod rząd. Bom się zdarzało ze mój mąż tez miał w tym samym tygodniu nocki. Traktowałam Pupilka nie tylko jak przyjaciela ale trochę jak psie dziecko.

Myślę czasem jakby to był jak bym adoptowała jakiegoś biedaczka z schroniska zęby wypełnił pustkę w domu bo brakuje mi porannych spacerków i zal mi tamach zwierząt co czekają na własnego kochającego pana, ale puki co nie jestem pewna czy jestem na to gotowa nie wiem ile łez musi upłynąć zanim wezmę innego psiaka.
Powrót do góry
Gość.A.
Gość






PostWysłany: Czw 14:45, 14 Sty 2016    Temat postu:

U mnie minęło dwa tyg.od odejścia psa i też nie mogę sobie poradzić,codziennie płaczę,wącham jej kołderkę, ubranka,tak mi jej brakuje.Nie zarzekam się,że nigdy nie będę miała psa. Obecnie mam żałobę więc nie myślę by zapełnić tą pustkę innym psem,chociaż już po paru dniach przeglądałam strony do adopcji,ale ciągle powraca myśl jakby zdrady.Nie chcę na siłę wypełnić tej pustki,bo nie wiem czy byłabym zdolna by pokochać teraz innego psa.W sercu mamy dużo miejsca na miłość i zapewne znajdzie się jeszcze miejsce,ale ja muszę dojrzeć emocjonalnie.Kaźdy pies jest inny,tak jak ludzie,mają inne charaktery i nie chciałabym porównywać,bo nie chcę czuć rozczarowania? Poza tym walczę też z myślami, że psy krótko żyją,znowu pokocham stworzenie,oddam mu całą swoją miłość,bezgranicznie się przywiążę i co dalej?znowu ból i cierpienie po stracie.Nie pomyślę o tym ,że danemu psu dałam dom,miskę,szczęście, miłość,te myśli nie ukoją okropnej straty i przywiązania. My należymy do bardzo wrażliwych ludzi i dlatego nam jest ciężko by to wszystko dźwignąć i pogodzić.Sama walczę z różnymi myślami.Znam osoby co po paru dniach już miały pupila w domu i nigdy tego nie żałowali, też kochają ale inną miłością,bo nikt nigdy nie zastąpi Ci tej jedynej i niepowtarzalnej.
,,Kocham Cię moja Luleczko i bardzo tęsknię za Tobą buuuuuuuu, ,
Powrót do góry
Pozhoga
Gość






PostWysłany: Pon 18:43, 18 Sty 2016    Temat postu: Megi odeszła na drugą stronę 17 I 2016 r.

Chyba jestem takim facetem z jednego z postów poniżej: unikałem płaczu przy weterynarzu, przy żonie już nie dawałem rady, ale po kątach to ryczę jak bóbr.
W czerwcu 2013 r. adoptowaliśmy długowłosą suczkę owczarka niemieckiego. Pół roku wcześniej pies został odratowany przez Wspaniałych Ludzi z tzw. przytuliska - był w strasznym stanie, cud że przeżył. Wiek Megi oceniono wtedy na 2 lata, była kompletnie bez socjalizacji, ba - nawet nie umiała porządnie chodzić i biegać!
Po adopcji mieszkała z nami: w pięknym domu na wsi, z dużym ogrodem, obok las, w domu dzieci i inne psy. Przeszła też szkolenie podstawowe i stał się mały cud: Megi z kompletnego dzikusa w stosunku do ludzi i innych psów stała się wspaniałym PSEM. Takiej radości z wyjścia na każdy spacer, takiego zapału do biegania za patykiem czy piłką, takiego przywiązania do nas a przy tym posłuszeństwa, takiej czystości nie widziałem u żadnego innego ze swoich psów.
Niestety, zaraz po Nowym Roku 2016 Megi zaczęła gwałtownie tracić apetyt i wymiotować. Były badania krwi, bardzo złe wyniki (mocznik 277 mg/dl, kreatynina 7,24 mg/dl) i straszna diagnoza: przewlekła niewydolność nerek w końcowej fazie. Nie pomogły dożylne kroplówki, leki przeciwwymiotne i na łaknienie, leki wiążące fosfor. Pies gasł w oczach, dzień po dniu, ale nie traciliśmy nadziei dopóki pił i oddawał mocz. Niestety, nie pomogły konsultacje u innych lekarzy, ani nawet noc w szpitalu: odebraliśmy ją stamtąd po to, by mogła odejść w domu, wśród swoich.
Po raptem 8 dniach walki, w niedzielę 17 stycznia poprosiliśmy weterynarza o skrócenie jej cierpień. Przeżyliśmy szok, bo zawsze nam się zdawało, że akurat ten z naszych psów odejdzie jako ostatni oraz przez to, jak szybko choroba ją zniszczyła, nie dają nam dość czasu na przygotowanie się na odejście najwspanialszego przyjaciela...
Patrzę wstecz i widzę, że powinniśmy byli zwrócić uwagę na to, że od początku była bardzo szczupła i niewiele siusiała. Może wtedy szybciej połapalibyśmy się co się działo i mogli zareagować specjalistyczną dietą i lekami - i Megi żyłaby jeszcze ? Wiemy też teraz, że każdemu psu trzeba robić raz w roku porządne badanie krwi (morfologia i biochemia) po to, by wykryć ewentualne schorzenia. Mądrzy po szkodzie...
Powrót do góry
Gość.A.
Gość






PostWysłany: Wto 18:51, 19 Sty 2016    Temat postu:

Do Pozhoga
Niestety,zawsze jesteśmy mądrzy po fakcie a najgorzej jest gdybać.Ja zatruwałam się myślami dwa tygodnie,ale teraz staram się oddalać te myśli gdyż wiem że już nic nie zmienię a tylko się pogrążam.Choroby są bardzo podstępne( to taki cichy zabójca.)Ja wiem,że mojemu psu na pewno coś dolegało, odeszła z dnia na dzień w ciągu paru godzin.Ciągle zastanawiam się czy wet zbadał mocz,czy oddał do analizy czy tylko skasował pieniądze.Teraz wiem na przyszłość by badania robić w klinikach tam gdzie mają na miejscu laboratorium a nie u jakiegoś podrzędnego weta który ma malutki gabinet i wozi gdzieś badania.W porządnej klinice na badania czekasz do dwóch godzin.To jest moja nauczka.Ja swojego psa badałam dwa miesiące wstecz,robiłam całą biochemię,wyniki były w miarę dobre i co.? WET mi nawet odmówił usg twierdząc że niedawno robił i nie ma potrzeby ciągle psa naświetlać.Człowiek jest głupi,ja wtedy pomyślałam że ten wet nie naciąga i jest OK.Uśpiłam swoją czujność dodatkowo jak zadzwonił i powiedział że w moczu nic nie ma.Ale intuicja mówiła coś innego,czułam jakiś wewnętrzny niepokój, nie słuchałam wewnętrznego głosu. Mocz zawiozłam trochę ciemny,nie mam nawet badania bo poinformowano mnie telefonicznie. (A może zaszła jakaś pomyłka ?) Teraz widzisz każdy ma wątpliwości i obwiniamy siebie,za naszą nieudolność i brak asertywności.Ja też mam ogromne wyrzuty sumienia,że tak łatwo się poddałam,że może mogłam wychwycić wcześniej chorobę a brakowało mi determinacji i uporu.Podam przykład,koleżanka robiła cytologię ,wyniki wyszły bdb.pierwszy stopień czystości,po dwóch porodach (niemożliwość).Ponieważ ciągle jej coś dolegało po paru miesiącach powtórzyła badania w innym miejscu i niestety wyszedł rak i to bardzo zaawansowany bo piąty stopień czystości.I do kogo mieć teraz pretensje? Tak jak z wetami to tak samo z lekarzami.Nic już nie ukoi naszych rozdartych serc,
Powrót do góry
Gość.A.
Gość






PostWysłany: Wto 18:54, 19 Sty 2016    Temat postu:

Nigdy nie wstydź się płaczu,to takie naturalne,po prostu jesteś wrażliwy.Ja tam buczę gdzie popadnie i mam to gdzieś.
Powrót do góry
marzcia.s
Gość






PostWysłany: Śro 21:49, 20 Sty 2016    Temat postu:

Niewydolność nerek to bardzo podstępna choroba, ja również przez ponad dwa tygodnie biłam się z myślami obcinając się za to co się stało z moim pieskiem, ale tak analizowanie ciągle sytuacji i obwinianie się nie ma sensu bo musimy dalej normalnie żyć, obwinianie się nic już nie zmieni. Codzienne szlochanie do poduszki przed snem i po obudzeniu prowadziły ze nie mogłam wieczorem zasnąć a rano nie miałam ochoty wstawać. Do niczego nie prowadziła ta sytuacja. Dla mnie jedyne lekarstwo na ten stan rzeczy to praca i jeszcze więcej pracy i rożne zajęcia poza domem.
Mam nadzieje że czas uleczy nasze rany.
Powrót do góry
jol
Gość






PostWysłany: Pią 6:51, 22 Sty 2016    Temat postu: Nie wiem co robić

Mój pies ma 22 lata. To są jego ostatnie chwile. Od tygodnia nie je, zwraca, nie pije. Podajemu mu strzykawką wodę. Dzisiaj w nocy bardzo sie męczył.Od lat nie szczekał.... dzisiaj w nocy szczekał raczej z bólu. Walczył z nim . Mama nie pozwala uśpić, ja ryczę, bo nie mogę pomóc a weterynarz już nie chce podawać zastrzyków przeciwbólowych. I chyba o to mam najbardziej żal. Jeśli ktoś podjął decyzję , że nie uśpi psa, to trzeba mu pomóc aby odszedł bez bólu.... I znowu pójdę prosić o zastrzyk... a lekarz będzie się dziwił... Może ktos mnie nei rozumie jak można pozwolic przyjacielowi cierpieć ale ja nie rozumiem jak można nie chcieć dać psiakowi zastrzyku przeciwbólowego. Drodzy lekarze, bądźcie wyrozumiali dla nas!!
Powrót do góry
Gość.A.
Gość






PostWysłany: Pią 22:59, 22 Sty 2016    Temat postu:

Powinnaś z mamą porozmawiać,to bardzo trudna chwila i bolesna ,jeśli nie ma ratunku dla pieska i umiera w boleściach to lepiej mu ulżyć.Pogadajcie z wetem,może uśpił by pieska w domu? Otoczony waszą miłością będzie mu lżej,odejdzie za tęczowy most wśród najbliższych. Napewno Wam wybaczy, gdyż strasznie cierpi i tymi bólami jest już umęczony .Ja osobiście nie mogłabym patrzeć na takie cierpienie,pękło by mi serce.Wiem,że ciężko będzie dźwigać taką decyzję,ale chyba gorsze jest zostawić psa w takim cierpieniu.Jeśli wet Wam odmawia to idźcie do innego lub może niech Wam przepisze jakieś silne czopki p.bólowe?Bardzo Ci współczuję.
Powrót do góry
jol
Gość






PostWysłany: Sob 12:26, 23 Sty 2016    Temat postu:

Murzynek odszedł dzisiaj nad ranem. Z jednej strony ulga , zę nie cierpi a z drugiej smutek , pustka i już tęsknię za Nim. Ryczę i ryczę i chcę Go przytulić i wyjść na spacer i pogadać do Niego. Przeżył z nami 22 lata. Nie sądziłam, ze to aż tak mocno boli, ze będę przeżywać jak odejście człowieka. Tato zrobił Mu trumienkę z paneli i został pochowany na naszej działce z pełnym szacunkiem. Wierzę, że zwierzęta mają duszę i są w niebie. Nasz Murzynek też tam już jest. Spoczywaj w spokoju , kochany Murzynie
Powrót do góry
Gość.A.
Gość






PostWysłany: Sob 23:00, 23 Sty 2016    Temat postu:

Łączę się z Tobą w bólu i baaaardzo współczuję wszystkim którzy tracą takich wiernych bezgranicznie oddanych psiaków.Ta ich miłość do nas jest naprawdę olbrzymia i nieoceniona.Twój piesio przeżył z Wami kupe lat,to rzadkość,tylko dziękować za te wspólne wspaniałe chwile ,za tą wierność,bezgranicznią miłość,przywiązanie,tego wśród ludzi nie ma.Pies kocha całym swoim sercem,bez wątpienia można go nazwać prawdziwym przyjacielem.Ja psa straciłam 4 tyg temu i nie ma dnia abym o nim nie pomyślała,łza ciągle kręci się w oku.Są dni gdzie czuję się lepiej a są dni gdzie nie radzę sobie z tą pustką i ból powraca.
Czytałam kiedyś artykół jakiegoś teologa,że dusza zostaje tam gdzie pies odejdzie,więc ona będzie z Wami.
Powrót do góry
Gość
Gość






PostWysłany: Nie 7:51, 28 Lut 2016    Temat postu:

Witajcie.Czy jest Wam choć trochę lepiej po stracie Murzynka?Ja za Sonią buczę dalej,ale pogodziłem się już z tym,że tak musi być choć wcale bym tak nie chciał...
Powrót do góry
Slaw
Gość






PostWysłany: Śro 10:21, 02 Mar 2016    Temat postu: Odeszła 18 letnia suczka

Moja Psina co dzień wychodziła kilkanaście razy przez drzwi tarasowe na trawkę. Bardzo dużo sikała.. I zawsze to było maksymalnie 5 minut i szczek pod drzwiami, powrót na posłanie. Tego feralnego dnia wyszła i nie wróciła. Zapadła się pod ziemię. Nie ma jej. To był późny wieczór... 4 dzień jej szukam i nie ma... Dopada mnie cholerna bezradność i przeokropny żal! Co jeszcze mogę zrobić. Media, ludzie we wsi (znieczuleni kompletni i głupio proponujący nowego psa, albo że oddadzą swojego, bo też brązowy)... Nie wiem co robic, co myśleć, co się z nią stało...
Powrót do góry
Iga
Moderator



Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 5798
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Utopia

PostWysłany: Śro 11:04, 02 Mar 2016    Temat postu:

Rozwieś może ogłoszenia,co jakiś czas zaglądaj do schronu... Moze się znajdzie? Nie można tracić nadziei! Znam ludzi,ktorzy po paru latach znaleźli swojego psa w schronie! Trzymam kciuki!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marzcia.s
Gość






PostWysłany: Pon 8:30, 04 Kwi 2016    Temat postu:

To już miesiące jak nie ma mojego pieska, czuje pustke, a to tak dalej boli
Powrót do góry
Kiki
Gość






PostWysłany: Pią 12:21, 05 Sie 2016    Temat postu:

30.07.2016, w nocy zmarł mój ukochany yorkshire terrier, suczka Kiki. Zmarła pod moją nieobecność, zostawiona pod opiekę dziadkowi. 4 dni przed moim powrotem. Nie była co prawda już okazem zdrowia, ale nigdy nie chorowała na nic poważnego. Miała tylko przewlekłe zapalenie macicy i wypadające kolano, które zaleczyliśmy farmakologicznie. Duzo piła, miała problemy z tarczycą. Ale to nie wpływało na jej codziennie życie. Co prawda więcej spała, ale ona zawsze przesypiała naszą nieobecność w domu. Zawsze nas witała szczęśliwa, bawiła się z nami jak szczeniak, czasem się tak zachowywała, jakby zapomniała ile ma lat. Tamtej nocy zeszła z łóżka dziadka po schodkach, położyła się w swoim kojcu, w którym nie miałą w zwyczaju spać (spała zawsze na łóżku), zwinęła się w kłębek i rano już nie żyła.

Urodziła się 13 grudnia 2000 roku.

Jestem załamany, straciłem moją przyjaciółkę. Czuję ogromną pustkę, czuję się jakbym miał za chwilę zemdleć. Jest mi bardzo ciężko, najbardziej z tego powodu, że nie było mnie przy niej, gdy umierała i nie mogłem jej przytulić, gdy już odeszła.

Wiem, gdzie została pochowana. Dziadek ją umył, ubrał ją w jej sweterek, włożył do pudełka po butach, schował tam wszystkie jej zabawki i nocą ją zakopał w jednym z łódzkich parków, daleko od ścieżek, po których chodzą ludzie. Obok rośnie drzewo, na którym chcę namalować jej imię oraz chcę zasadzić kwiat na jej grobie.

Była ze mną od 1 klasy podstawówki po w zasadzie można powiedzieć V rok studiów.

Boli niesamowicie, całe dnie z nią spędzałem w domu. Ja się uczyłem i pracowałem na laptopie, ona leżała obok, jadła swoje chrupki albo zwyczajnie mnie denerwowała.

Tak bardzo tęsknię za tym, jak drapała w moje drzwi od pokoju, żeby wejść lub wyjść, jak uderzała mnie łapą, gdy chciała, żebym zwrócił na nią uwagę, jak szczekała, gdy wiatr zamknął drzwi w pokoju razem z nią, jak załatwiała swoje potrzeby na zawołanie, jaka była przekorna, zadziorna i niezależna.

Potrafiła usiaść obok zabawki w rogu pokoju i piszczeć i szczekać, żeby tylko ktoś do niej podszedł. Ona wtedy brała zabawkę do pyska i uciekała.

Zawsze budziłem się obok niej, zawsze, gdy wstawałem z łóżka szła za mną do drugiego pokoju. Jak kupowałem do domu fastfooda, czy to frytki, czy to pizzę ona zawsze patrzyła na mnie tym błagalnym wzrokiem, z wiekiem już nawet bezczelnie uderzała mnie łapą, by podzielić się z nią. I dzieliłem się z nią zawsze.

Kocham ją tak bardzo mocno.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Tęczowy Most... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12  Następny
Strona 10 z 12

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deoxGreen v1.2 // Theme created by Sopel stylerbb.net & programosy.pl

Regulamin