Forum  Strona Główna



 

TĘCZOWY MOST... śmierć psa Przeczytajcie-WARTO
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Tęczowy Most...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
J.
Gość






PostWysłany: Sob 8:51, 19 Wrz 2015    Temat postu:

Musieliśmy uśpić naszego pieska. Wiedziałem, że będziemy odczuwać Ból, ale nie że aż tak straszny. Kto nigdy nie pokochał psa, ten nie zrozumie.
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Czw 1:38, 17 Gru 2015    Temat postu:

30 listopada na ostatni wieczny spacer odszedł najbliższy mój Przyjaciel Spajk.Walczyliśmy z naddziaslakiem złośliwym i przegraliśmy po 4 operacjach.Spajkus mieszkał z nami 16 najlepszych naszych lat.Nigdy nie zapomnę tych cudnych mądrych oczu.Kocham Go i zapalam świeczki prosząc aby ten dobry duszek się nami opiekował i ostrzegał przede złem.już nigdy nie będzie tak radośnie jak było, Miałam sen.Wskoczyl w sobotę rano na łóżko, z Panem przyniesli mi kawkę, byl taki zwyczaj od lat.W moim śnie byl radosny i miał takie cieplutkie futerko.
Powrót do góry
gość
Gość






PostWysłany: Pią 8:59, 25 Gru 2015    Temat postu:

I jak dalej żyć...? 16 lat z przyjacielem...Współczuję.Mija dopiero 5-ta doba od śmierci naszej suczki Soni.Żyła z nami 15 lat.Teraz tylko łzy Crying or Very sad Pustka w domu jest nie do zniesienia.Czasem myślę,że tracę zmysły...Kochamy Cie Piesku Crying or Very sad
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 12:51, 26 Gru 2015    Temat postu: mój jamniczek nie żyje

W wigilię umarła moja ukochana jamniczka, mam straszne wyrzuty sumienia, że za późno zauważyłam krytyczne objawy. Psiunia już była prawie 16 letnią staruszką ale wciąż jeszcze była bardzo wesoła. Przez ostatni miesiąc była bardziej apatyczna, myślałam że to deszczowa pogoda zniechęca ją do spacerów. 12.12. miała jeszcze dodatkowo czyszczoną przetokę w łapce i usuwaną "przy okazji" brodawkę na boku. Zabieg ją osłabił chyba ostatecznie. Weterynarz zapewniał, że krążeniowo wszystko w porządku, oczywiści serduszko słabsze bo piesek stary.
22.12. zdjęte zostały szwy, piesek się bardzo stresował każdą wizytą u weterynarza, po przyjściu do domu podczas picia wody wyglądało jakby się zakrztusiła. Potem się uspokoiła, w nocy spała niespokojnie, jak przez ostatnie dni, myślałam że to wina klosza, że jej niewygodnie. Rano przywitała mnie wesoło, podobnie po powrocie z pracy. Wieczorem pojechałam na święta 50 km za Wrocław. Cieszyła się z przyjazdu, merdała ogonkiem. W nocy mnie obudziła, też merdała ogonkiem, napiła się wody i położyła. Nie kładła głowy. W nocy też przez ostatni tydzień często widziałam, że siedzi a nie leży. Wciąż myślałam, że to przez szwy, że po zabiegu ma lekką infekcję. Podawałam jej zgodnie z zaleceniem scanodyl. W sobotę ok 13.30 stan jej się pogorszył, piła wodę ale miała problem z ustaniem na łapkach. Wyniosłam ja na chwilę do ogrodu, żeby się wysiusiała i wtedy się przeraziłam, Stała bez ruchu, ciężko oddychała, położyłam ją na jej posłaniu. Wtedy do mnie dotarło. że jest bardzo źle, że ona umiera. Po telefonie do weterynarza podałam jej pyralginę, było podejrzenie, że to wysoka gorączka. Zanim dojechałam do weterynarza było przed 15. Po osłuchaniu i rtg okazało się, że jest obrzęk płuc pochodzenia sercowego, serce znacznie powiększone i bardzo słabo bijące. Dostała leki i została podłączona pod tlen. W między czasie raz zrobiła siusiu, przy drugiej próbie przewróciła się na bok, gdy dobiegłam do gabinetu wylał się płyn z płuc. Serduszko już prawie się zatrzymało. Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Podaliśmy lek usypiający, żeby chociaż o te kilka minut skrócić jej cierpienie. Do ostatniej chwili wierzyłam, że uda się ją uratować. Nigdy nie pogodzę się z poczuciem, że zawiodłam mojego pieska. Zajęta sobą, przygotowaniami do świąt nie zareagowałam odpowiednio wcześniej, nie skojarzyłam tych wszystkich objawów, nie zrobiłam wszystkiego co było możliwe, żeby ją uratować. Nie wiem jak z tym żyć, chyba zwariuję Sad
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Pią 11:06, 01 Sty 2016    Temat postu:

W Twojej historii o piesku jest wiele podobieństw z ostatnich wspólnych chwil naszej soni.Odeszła 20 grudnia 2015 w wieku 15 lat i zabił ją obrzęk płuc.To było straszne...Tydzień przed odejściem wet.powiedział,że jak na jej wiek Sonia jest w świetnej kondycji.Ucieszyłem się,tym bardziej ,że 10mcy temu przeszła dwie poważne operacje pod pełną narkozą (przed każdą ,żegnaliśmy się z Nią ).Widziałem,że piesek ostatnio męczy się szybciej,ale i wet.wiedział to.Mimo to zainteresowanie i chęci do zabawy Sonia miała wielkie.Jednego wieczoru zaczęła bardzo szybko i płytko oddychać z podniesioną główką do góry,(zawsze działo się coś w weekendy z soboty na niedziele) szybki tel.do Pani wet.natychmiast kupić lek na odwodnienie i podać.Od tel do podania leku minęło 30 min i wszystko wróciło do normy.Poniediałek rano jako pierwszi wchodzimy do wet.dostała lek na serduszko na próbę 4 tabl.i potem kolejna wizyta.Nadszedł kolejny weekend i razem z nim kolejny atak !!! Sonia odeszła nam na rękach,nigdy tego nie zapomnę,jej słabnącego oddechu,charczenia i ostatniego uderzenia kochanego serduszka.Nasz świat zawalił się... Pęka mi serce z żalu i tęsknoty.Mam też wyrzuty sumienia,że może czegoś nie zrobiłem...Błądzę w myślach...
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 0:39, 02 Sty 2016    Temat postu:

Bardzo Wam współczuję, rzeczywiście podobieństw jest wiele. Ja nadal się zadręczam i analizuję, co powinnam była zrobić. W moim przypadku zabrakło przede wszystkim konsultacji kardiologicznej. Wciąż widziałam w niej wesołego pieska, który z radością biegał za piłeczką i przegapiłam moment, kiedy stałą się staruszką. Mam niestety nadal straszne poczucie, że zawiodłam moją Fredzię i to się pewnie nie zmieni. Z czasem kiedyś pewnie będzie mi trochę lżej, ale teraz nie umiem się pozbierać, przestać płakać i żyć Sad
Powrót do góry
gość
Gość






PostWysłany: Nie 10:14, 03 Sty 2016    Temat postu:

Ja tez mam wyrzuty sumienia,widziałem że Sonia męczy się szybciej i częściej,ale i wet.wiedziała,że sonia ma słabsze serce.Teraz myślę,że te dwie operacje osłabiły jej serduszko,a dodatkowo jej wiek to przecież 15lat. Powoli dochodzi to do mnie,ale nie moge pogodzić się jeszcze z faktem .Teraz cofam się wspomnieniami do jej wieku szczenięcego,wszystko miało kolory i sens,teraz pustka nie do opisania.Wszystkie plany układane pod sonię i nikomu to nie przeszkadzało.Nie zawsze byłem dla niej wyrozumiały i teraz to do mnie wraca,ale daliśmy jej naprawdę dużo miłości i zajęć w swoim życiu.Zawsze powtarzałem,że te zajęcia i my to kolejny motor do życia.Sonia bywała wszędzie gdzie my,grzyby,strzelnica,lasy,łąki,plaża,wypady do znajomych,wyskoki na parę chwil by coś załatwić,kochała to wszystko,piszczała jak zwariowana kiedy jechaliśmy w jedno z miejsc. Teraz siedzę i zastanawiam się czy zerknąć na zdjęcia-chcę,ale boję się...Zaleję się łzami.Dziś w nocy minęły 2 tyg.od jej odejścia.Sierść znajduję wszędzie,biorę kłaczka w palce,zamykam oczy i przesuwam po policzku,chociaż tyle... Sad Crying or Very sad Crying or Very sad Crying or Very sad
Powrót do góry
Gość
Gość






PostWysłany: Nie 20:39, 03 Sty 2016    Temat postu: wyrzuty sumienia

Ja też mam rozdarte serce po utracie wiernego przyjaciela,kochającego I bardzo oddanego.Odeszła tak szybko.Bóg mnie chyba ukarał,zabrał mi wszystko.8 lat przeżyliśmy razem,znałam psa jak własną kieszeń,ale tym razem zapatrzona byłam w siebie a nie w mojego kochającego bez granic psa.Zaczęło się od tego,że dzień przed odejściem w nocy zwymiotowała,pomyślałam że jej coś zalegało.Rano zjadła,normalnie się zachowywała,skakała,szczekała,spacerek,zabawy,gdy nastał wieczór zauważyłam że pies jest jakiś niespokojny,poszłam z nim na spacer bo pomyślałam że ciśnie go kupa lecz kupy nie było.Gdy wróciliśmy nadal była niespokojna,położyłam się koło niej na posłaniu,pomasowałam plecki i nagle te oczy,pełne smutku i puste spojrzenie,ona się wtedy pożegnała.Położyłam się spać lecz zasnąć nie mogłam,wstałam I zajrzałam do psa a ona już nie oddychała.Mam straszne wyrzuty sumienia,że tak bardzo znałam swego psa a nie wyczytałam w oczach cierpienia i że nadszedł jej już czas.Nigdy się z tym nie pogodzę,że byłam tak okrutna,zapatrzona w siebie a nie mojego psa.Po moim psie nigdy nie było widać choroby zawsze wesoła,łakoma ,merdająca ogonem I tym razem też tak było ale to niespokojne zachowanie i brak mojej reakcji ukarało mnie do końca życia... Kocham Cię moja Kluseczko i wybacz mi że Cię tak zawiodłam.
Powrót do góry
marzcia_s
*



Dołączył: 07 Sty 2016
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Będzin

PostWysłany: Pią 15:28, 08 Sty 2016    Temat postu:

Ja byłam z moim pieskiem Pupilekiem 17 i pól roku, to jest ponad połowa mojego zycia. Pupilek chorował na nerki od roku czasu zwalczaliśmy odpowiednia dieta poziom kreatyniny w krwi. Dzień przed Wigilia postanowiliśmy zrobić rutynowe badanie kreatyniny i wyszło nam 2.36, wiec lekarz zaleciła pukanie kroplówkami aby zbić ta kreatynine. Ja posłuchałam zalecania lekarza, nie sadziłam ze mozemy mu zaszkodzić lekarz tez nie powiedział ze to coś ryzykownego. Wiec zrobiliśmy mu kroplówki, te kroplówki zamiast mu pomóc jeszcze bardziej obciążyły nerki.Piesek juz w pieszy dzien świat byl w stanie agonalnym tak określił weterynarz.(proponowani uspienie) a jeszcze w Wigilie biegał po domu. 25 grudnia pupil leży sparaliżowany nie chce jest ani pic sika pod sika pod siebie.
26 grudnia druga wizyta u weterynarza postal antybiotyk i cos na goraczke, jest poprawa na jeden dzien, goraczka spadła piesek przyjmowal plynny pokarm. Prosiłam lekarza o dodatkowe badania ten odmuwił mowił ze to nie ma sensu i trzeba pieska uspic, ja uznałam ze jesli piesek lezy i nic go nie boli, je normalinie to trzeba dac mu szanse.
Na następny dzień zawiozłam go do innego weterynarza zrobił morfologie, kreatyninę + mocznik stwierdził ze jesli wyniki beda ok to bedzie trzeba dac pieskowi szane.
niestety wyniki nie były obiecujace piesek mial anemie, mocznik 300 i kreatynina wskoczyła ponad 4. Powiedział ze skoro nerki nie podjęły współpracy przy kroplowkach i wyniki badan sa fatalne to jedynym rozsadzanym rozwiązaniem jest pozegnanie sie z pieskiem
Jeszcze dwie noce rozmyslalam jak moge zabic mojego psa przciez uspienie psa to dla mnie jak zdrada jak morderstwo. Po nocach nie spłam czuwalam odwracalam go na drugi bok zeby sie nie odlezał. wymieniałam mu pieluszki, nosiłam na rekach, karmiłam z szczykawki.
Ale w sylwestra rano obudzilo mnie skomlenie, zauwazyłam ze wyzygal kwasem z pyszczka i ze smierdzi mu z buzi takim moczem (mocznikiem) i ze jak dotykam jego brzuszka to dziwnie naprężał cale cialo, zdalam sobie sprawe ze go boli brzuszek ze nie mogl sie odsusiac miał twardy brzuszek, dałam mu jeszcze pic i na chwile przestal skomelec, zdałam sobie sprawe ze cierpi i ze czas sie rostac i ze czas uwolnic go od cierpienia i odesłać za teczowy most. Jak patrzalam jak on tak lezy bez życia bolalo mnie serce myslałam wtedy boze jak nie ma dla niego ratunku zabierz go bezbolesnie i szybko albo spraw zeby nagle wyzdrowiał.
Czuje sie winna ze posluchałam tamtych lekarzy odnośnie tego żeby robić mu kroplówki, mógł z nami jeszcze zyc kilka tygodni moze został by zmami jeszcze miesiąc dwa lub trzy. przecież przed kroplówkami przed wiglija normalnie chodził i jad i był kontaktowy, a tu w 6 dni zgasło w nim życie. Nie ma dnia żebym nie uroniła jednej łzy rano budze sie i mysle o nim sni mi sie po nocach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GOŚĆ.A.
Gość






PostWysłany: Pią 17:31, 08 Sty 2016    Temat postu:

Do marzcia-s.
Łączę się z Tobą w bólu i nic nie ukoi naszych rozdartych serc.
Odnośnie postu wyżej.(mój)..minęło już prawie tydzień czasu od odejścia mojej suni.Zaczęłam trzeżwo analizować różne sytuacje,wiem że już nic nie zmienie,ale...zwiastun jakis był.W zeszłym roku w styczniu moja sunia była już za TM,dostała ropomacicza,dwie operacje,krwotoki,transfuzje,sepsa.Przeżyła,nie wiem jak, ale codziennie ją błagałam by mnie nie opuszczała.walczyłam.Dano nam tą szansę na cały rok.Dwa miesiące przed jej odejściem robiłam całą biochemię,prześwietlenie,usg.Wyniki nie były super ale dość dobre.Z miesiąc temu pojechałam do weta zbadać kał i mocz,gdyż czułam jakiś wewnętrzny niepokój( pies oddał dość ciemny mocz)tłumaczyłam sobie moim przewrażliwieniem,wszystko było OK.Teraz nasuwa mi się pytanie,czy mocz został zbadany?Nie otrzymałam potwierdzenia badania moczu i kału,gdyż poinformowano mnie telefonicznie.Podczas ostatniej wizyty poprosiłam również o usg,wet mi odmówił twierdząc że nie ma sensu robić tak często,bo miała robione dwa miesiące temu.OK zaufałam lekarzowi.
I w tym właśnie czasie uśpiłam swoją czujność.
W Święta spotkałam się z rodziną,ponieważ rodzina rzadziej widuje się z psem,usłyszałam że mój pies bardzo przytył w ostatnim czasie.Oczywiście pomyślałam że to wina sterylizacji.Teraz myślę,że ona mogła być spuchnięta.Zadaję sobie pytanie,czy jakbym się strasznie uparła na to usg lub zmieniła weta i poszła do innego czy bym coś przechwyciła?Dlaczego mocz oddałam ciemny a wyniki były dobre?
Dlaczego mój pies zwrócił tylko raz,nie miał rozwolnienia, nie był osowiały,do końca miał apetyt i odszedł?
Co było przyczyną? Lecz pamiętam te oczy,to puste spojrzenie,to nagłe dziwne zachowanie się psa,ten jej jakby lęk,niepokój,tego nie zapomnę niiiiiigdy!!!!!!
Powrót do góry
GOŚĆ.A.
Gość






PostWysłany: Pią 18:45, 08 Sty 2016    Temat postu:

Nauczyłam się jednego trzeba słuchać siebie i swojej intuicji,Być asertywnym w swoich postanowieniach.
Powrót do góry
marzcias
Gość






PostWysłany: Wto 18:06, 12 Sty 2016    Temat postu:

Niestety człowiek uczy sie na błędach, moim błędem bylo zaufanie lekarza, teraz wiem ze nie można im ufac w 100%. Gosc A masz racje :trzeba słuchać siebie i swojej intuicji,Być asertywnym w swoich postanowieniach.
Oni w pierwszy dzien choroby na wizycie u weterynarza nie chcieli Pupila leczyc tylko uspac. Nie chcieli zrobic badan. A Pani weterynarz powiedziała na wizycie ze 2,36 to nie było tak strasznie dużo jeli chodzi o kreatyninę, i ze proszę nie wiązać kroplowek z pogorszeniem stanu zdrowia pieska. no to się pytam skoro nie duzo to po co zrobiła mu te kroplówki. A ona na to ze jak dieta nie pomogła to ze nie ma innego sposobu. Teraz po fakcie analizuje co trzeba było zrobić przed tymi kroplówkami morfologie kreatyninę mocznik i usg a dopiero podjecie decyzji o podpięcie do kroplowi.Ci lekarze tylko zalecali robienie kreatyniny ale robili go bez mocznika. (do czasu choroby pupila nie wiedziałam ze sie bada mocznik z kreatynina)
Teraz wiem ze jak bym miała w przyszłości podobna sytuacje i chorego pieska to nie dam się zwieść lekarza i uprze się na kompleksowe badania i usg zanim podejmę decyzje o płukaniu.
Mimio ze byl z nami 17 lat to nie moge pogodzić sie z faktem ze odszedł i najgorsza jest mysl ze mogł z nami jeszcze zostac trochę dłużej.Jak okrasił inny weterynarz to mógł zostać z nami kilka do kilknascie tygodni nawet. Bo mimo na swój wiek był w dobrej kondycji miał apetyt chciał chodzić po dworze na spacerki z spacerków nie chciał do domu wracać.
Czytam to forum wszystkie wypowiedzi i łzy mi leca jak szalone, pisze na tym forum bo kto zrozumie taka strate i pustke jak nie inny właściciel czworonoga, łącze się w bólu z innymi, musze sie wygadać bo dla innych ludzi pies to pies, nawet moja przyjaciółka mnie wysłuchała, zadała tylko pytanie a kiedy zdechł ci pies i tyle.
Najgorsze sa dla mnie powroty domu jest tak pusto i odrazu płakać mi sie chce.
Powrót do góry
Gość.A.
Gość






PostWysłany: Wto 18:52, 12 Sty 2016    Temat postu:

Rozumiem to doskonałe, ja unikam ludzi gdyż obawiam się głupich pytań a nie doszłam jeszcze do siebie po utracie psa i nie jestem jeszcze odporna na płacz..Moja psiapsióła którą uważałam za dobrą koleżankę skwitowała mnie mówiąc abym nie przesadzała z tą tragedią,bo to nie człowiek.Nie jest już moją koleżanką,gdyż jak zauważyłam nie będzie mi dyktować ile czasu mam nosić żałobę i jak się zachowywać.Jestem wrażliwą osobą i jeśli mam ochotę płakać to będę, bo się tego nie wstydzę.Ludzie pewnych rzeczy nie rozumieją, nie rozumieją tego przywiązania i tej bezgranicznej miłości,więzi.Znajomy przyznał się niedawno,że bardziej płakał po odejściu psa niż swojego ojca.Więc każdy inaczej przechodzi taki kryzys.Ja nie mogę jeszcze wrócić do siebie,ryczę,zaczęłam palić,a rzuciłam dwa lata temu,nie jem bo mi nic nie smakuje,schudłam już trzy kilo a najgorzej cierpi moja psyche.Wiem,że czas jest najlepszym lekarstwem i choć trochę przytuli ten ból.Moja odeszła w Nowy Rok a ja nadal mam wszystko na miejscu,jedyne co zrobiłam to poprałam wszystkie zabawki.Tęsknię za nią bardzo,najgorsza jest ta pustka i ten czas kiedy wychodziłam na spacery.Właśnie każdego dnia się uczymy i ciągle jesteśmy bogatsi o te doświadczenia,ale jak widać to za mało.Ja też bym wiele rzeczy zmieniła,niestety już się nie da.Gdybym mogła cofnąć czas...
Powrót do góry
Gość
Gość






PostWysłany: Śro 10:34, 13 Sty 2016    Temat postu:

Łączę się z Wami.W niedzielę miną 4 tyg od odejścia Soni. Już znacie jej historię,a ja znam teraz historię waszych pociech,każda jednak kończy się wielkim smutkiem... W bólu,ale cieszę się,że mogłem się z wami podzielić całą tą sprawą i prawdą jest to,że pisząc Wam czuję się lepiej a niżeli rozmawiam z moimi" wyrozumiałymi" znajomymi.Nie męczyłem ich tym problemem,każdy usłyszał to tylko raz i więcej mnie już nie zapytał.Jednak ja usłuszałem ich problemy w ciągu tego miesiąca po kilka razy i ciągle to samo.No trudno...Trzymam za Was kciuki i za wszystkie Pieki...
Powrót do góry
Gość.A.
Gość






PostWysłany: Śro 15:00, 13 Sty 2016    Temat postu:

Tak,prawdziwego przyjaciela poznaje się w biedzie.Dla większości ludzi to nic nie znaczy,najważniejsi są oni i ich problemy.Mnie ta cała sytuacja oświeciła, są tacy co Cię przytulą i powiedzą płacz,czujesz że są z Tobą i wspierają cię duchowo,a są tacy nad którymi trzeba się zastanowić.Mnie zawiodła moja dość bliska koleżanka,jak ona miała problemy to wisiała na mnie jak pasożyt,całymi dniami i nocami życie kręciło się w koło jej problemów,wspierałam ją jak mogłam,poświęcając jej każdą chwilę.Ale mnie wysłuchać nie chciała,skwitowała bym się wyluzowała, bo to tylko zwierz.I tu zadaję sobie pytanie czy ta znajomość jest mi potrzebna? Każdy z nas musi przetrwać tą żałobę na swój sposób.Dzisiaj znowu złapałam doła .,,życie ciągle płata mi figle,myśli że mam dość siły by iść ciągle pod wiatr,a ja mam już oczy pełne piasku,,
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Tęczowy Most... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następny
Strona 9 z 12

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deoxGreen v1.2 // Theme created by Sopel stylerbb.net & programosy.pl

Regulamin