Forum  Strona Główna



 

TĘCZOWY MOST... śmierć psa Przeczytajcie-WARTO
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Tęczowy Most...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Martuchny
Moderator



Dołączył: 25 Gru 2011
Posty: 3979
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fordon^^

PostWysłany: Śro 10:12, 06 Cze 2012    Temat postu:

[*] Kuleczka Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Przyjaciel psów
Gość






PostWysłany: Śro 22:54, 20 Cze 2012    Temat postu: Świetny tekst

Cóż...czytałem ten tekst jakiś czas temu i przyszedł także i dla mnie ten trudny czas. Dziś pożegnaliśmy naszego Ukochanego Psa. Cóż....pozostali Floydzi, których teraz słucham i zdjęcie mojego Przyjaciela. "Shine On You Crazy Diamond".
P.S. Tekst oceniam na 10/10.
Powrót do góry
AdaAda
Gość






PostWysłany: Sob 1:13, 30 Cze 2012    Temat postu:

Wczoraj o godzinie 4:00 odeszła moja trzynastoletnia sunia.
Sznaucer miniaturka.
Była z nami od 9 lat, znaleźliśmy ją w dzień moich jedenastych urodzin jak błąkała się po okolicy. Od tamtego czasu była z nami! Udało nam się nawet dotrzeć do jej hodowców (przez tatuaż ze związku kynologicznego). Okazało się, że suńka nie miała łatwego życia dopóki nie trafiła do nas. U nas miała już baardzo, bardzo fajnie.
Zawsze kochana, pilnowana, nigdy na nią nie krzyczeliśmy, nigdy nikt jej nie uderzył.
Nagle, w połowie kwietnia tego roku, zaczęła utykać na przednią prawą łapkę. Myśleliśmy, że sobie ją zwichnęła albo złamała, pojechaliśmy na RTG łapeczki, które jednak nic nie wykazało. Lekarze dali jej leki na zapalenie stawów, jednak nie przyniosło to widocznych rezultatów. W połowie maja stwierdzono u psinki raka kości. Jedynym ratunkiem była amputacja na którą się zgodziliśmy. 27 maja psincie amputowali przednią prawą lapkę. Radziła sobie świetnie, szybko dochodziła do siebie, zaczęliśmy wierzyć, że wszystko będzie dobrze! Niestety dwa tygodnie temu bardzo rozbolał ją brzuszek. Od poniedziałku tego tygodnia codziennie jeździliśmy z nią na kroplówki ponieważ weterynarze podejrzewali krwotoczne zapalenie żołądka (wymiotowała fusowato) Ostatecznie odeszła od nas wczoraj w nocy (właściwie nad ranem), w domku na swoim ulubionym posłaniu, otoczona ludźmi którzy ją kochali. Ostatnio życie jej było przepełnione bólem i cierpieniem. Natomiast śmierć miała szybką i bezbolesną... Umarła w ramionach taty. Po prostu zapiszczała, stęknęła, zdążyła jeszcze liznąć do po ręce i odeszła. Uważam, że to godna śmierć. Żałuję, że umarła, bo była dobrym, kochanym pieskiem...ale ostatecznie nie ma piesków złych i takich, których nie można byłoby pokochać... Łączę się w bólu ze wszystkimi, którzy stracili czworonożnego przyjaciela, ściskam was ciepło!

Święty Piotr u nieba wrót
Stoi trzymając listę cnót
A wszystkie dusze w milczeniu
Przypatrują się jego skinieniu
"Ten wejdzie pierwszy, kto
był lekiem na cało zło;
Kochał i służył ze wszystkich sił;
Brzydził się złością,
Dzielił radością,
Na dobre
I na złe.
Kto jednego tylko chce:
Kochać wiecznie jak szalony."
Piotrowa dłoń otwiera drzwi-
Lśnią oczy, merdają ogony...
Pierwsze do raju wchodzą
PSY!
Powrót do góry
Martuchny
Moderator



Dołączył: 25 Gru 2011
Posty: 3979
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fordon^^

PostWysłany: Sob 9:07, 30 Cze 2012    Temat postu:

My też łączymy się w bólu,trzymaj się!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renata
Gość






PostWysłany: Wto 0:19, 03 Lip 2012    Temat postu: Teczowy most

Ja tez ciezko przezywam odejscie naszej Kulki. Nigdy nie przypuszczalam ze taki mnie ogarnie zal po jej odejsciu. Placze ciagle i mysle ze moze gdbym wczesniej zareagowala to moze byloby inaczej. To byl moj pierwszy pies wychowany od szczeniaka pod jednym dachem. Wychowywalam ja jak dziecko. Wyrosla na piekne, madre "rudziszcze"- to bylo jedno z jej pieszczotliwych przezwisk. Zachowywala sie wszedzie jak nalezy. Podrozowala z nami wszedzie bo nie chcielismy jej oddawac na czas wakacji. Wiem ze dla niej stalo sie lepiej bo majac raka sledziony uniknela dlugich cierpien. Ale gwaltowne objawienie sie choroby i okolicznosci odejscia - nie wytrzymala operacji- to szok.
Mamy piekne wspomnienia, niczego nie zarzucam sobie w naszym wspolnym zyciu bo miala nalezne miejsce i byla traktowana jak rodzina. Wniosla radosc, przywiazanie i bezwarunkowa milosc dla kazdego z nas. Ze mna zwiazana byla najmocniej i to ja najwiecej sie nia zajmowalam i dzis najwiecej za nia placze.
Musze uchwycic sie tej mysli o Teczowym Moscie i Wiekuistnych Lakach aby sobie pomoc bo dla niej nie moge juz nic...
Powrót do góry
Magda88
Gość






PostWysłany: Pon 23:31, 09 Lip 2012    Temat postu: moja psina

AdaAda ja także tak jak Ty niecałe 2 miesiące temu straciłam sznaucerka miniaturkę. Miał 13 lat bez paru dni. Od niecałego roku chorował na serduszko. Miał niedomykalność zastawki przez co zbierała mu się woda w płuckach. Brał masę leków i niestety ostatni z nich zabił moją psinę. Przyspieszył mu śmierć. Odszedł sam praktycznie już przed wejściem o kliniki. Nie ma dnia żebym o nim nie myślała, nie patrzyła na jego zdjęcia. Był ze mną przez połowę mojego życia. Nie potrafię się pogodzić z tym, że już go nie ma i nigdy juz go nie przytulę. Ból jest niesamowity.
Powrót do góry
Magda88
Gość






PostWysłany: Pon 23:47, 09 Lip 2012    Temat postu:

a najgorsze w tym wszystkim jest to, że moja ukochany psinek odszedł w dniu moich urodzin....
Powrót do góry
Mala
Gość






PostWysłany: Wto 0:10, 10 Lip 2012    Temat postu:

Ja wlasnie dzisiaj musialam uspic mojego dobermanka Sad Dantuś! Najlepszy pies na świecie. 10 lat... wszystko było z nim ok tylko ten nowotwór-tak nagle... Sad ze zdrowego, energiczneo psa, w 2 miesiące zrobił się stary dziadziuś Sad Nic nie dało się zrobić Sad To njgorsza decyzja jaka musialam podjac w zyciu! Czuje sie jakby uszlo ze mnie zycie Sad Strasznie smutno i pusto...
Powrót do góry
Doris
Gość






PostWysłany: Wto 10:01, 17 Lip 2012    Temat postu:

Mam 18- letnią suczkę... Pamiętam jak któregoś ranka do pokoju wchodzi tato i mówi : " Dorotko, wstawaj, w dużym pokoju niespodzianka jest!". Ja, jak to mała dziewczynka, myślałam, że a to może jakaś fajna zabawka na mnie czeka. A czekało na mnie coś o wiele lepszego. Na łóżku mojego starszego brata leżała cudowna, ruda, malutka kuleczka i patrzyła na mnie z ciekawością tymi swoimi brązowymi oczkami. Teraz jest już schorowaną staruszką i właśnie próbuję przygotować się na jej odejście, ale jest to takie trudne... Od 2 lat chodzi w pieluszce, bo przepuszcza mocz, już mało widzi, ma coś z oczkiem, kilka dni temu weterynarz stwierdziła u niej, że się chyba zastawka nie domyka. Przepisała leki, ale dzisiaj z rana miała 2 ataki padaczki... Cały dzień płaczę, bo wiem, ze ten dzień, kiedy będę musiała się z nią rozstać zbliża się nieubłaganie. Może to kwestia tygodnia, miesiąca, nie wiem. Razem z tym psiakiem dorastałam, pamiętam, jak mnie pilnowała, gdy miałam gorączkę, jak gryzła tacie kapcie, jak biegała dookoła za swoim ogonkiem gdy się mówiło :" oddaj ogon !". Nawet nie pamiętam, jak to było bez niej, bo byłam zbyt mała, żeby pamiętać.
Powrót do góry
raafax
Gość






PostWysłany: Nie 10:06, 12 Sie 2012    Temat postu: stalo sie...

Witam wszystkich
9 sierpnia 2012 o godzinie 1.20 w nocy pożegnałem ukochana Yoko syberian husky-żyła 15 lat. Był to już drugi piesiu-pierwszy mieszaniec żył 18 lat-i niestety próbując uchronić przed cierpieniem siebie-trzymałem ją przy życiu do końca-wtedy to właśnie zdecydowałem ze nigdy więcej na to nie pozwolę-ze wolę abym to ja cierpiał niż mój przyjaciel.
Wiem-jest ciężko-ale jeżeli wszystkie możliwości leczenia są wyczerpane-lepsza jest taka decyzja-niż czekanie na ostatnie tchnienie.
Opowiem wam piękną historie-ja niestety nie zdążyłem tego zrobic-gdyż Yoko w wyniku syndromu konskiego ogona uszkodzila sobie kregoslup przy wstawaniu-i nie bylo ratunku i czasu ale...
Moj ukochany pan doktor-weterynarz-mial sunie Akity-w tym samym wieku i tak samo swirnieta jak Yoko-mojego weterynarza sunia odeszla rok temu-ale odeszla pieknie-pan doktor wykryl bialaczke u niej-tyle ile sie dalo ratowal ja-kiedy juz doszlo do tego dnia-zaprosil ja na wspaniala uczte-dostala wszystko do jedzenia co chciala, co uwielbiala a czego nie mogla jesc jako pies-lody/czekolade/lupki od ziemniakow itd...po tej wspanialej uczcie pelna szczescia i spelnienia...odeszla...
Kochani trzymajcie sie-wiem jest ciezko-ja nawet nie moge posprzatac niedojedzonych ciastek z podlogi/miske z woda caly czas myje i daje swieza wode...ale fakt faktem-kto sie wychowal z psem-zyc potem bez psa nie moze...
Pozdrawiam Rafal
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Śro 15:57, 03 Paź 2012    Temat postu:

mój pies był mały, stary, brzydki i śmierdział, czego więcej chcieć od psa! nie moge przestać ryczeć. zdechł dzisiaj w nocy. najgorsze to patrzeć na te łapki, i myśleć, że już nie będą biegać i ten nochal jego i ogon. i jeszcze te przyzwyczajenia, kończysz kanapke i ostatni gryz należał sie psu zawsze i juz go chcesz wołać a go nie ma.

ALE. najlepszą rzeczą jest patrzeć na psa po iluś tam latach i wiedzieć, że sie mu dało świetne życie i że dzięki tobie ten jeden pies nie został w schronisku.
i dlatego gdybym nie wzięła nowego psa, to za x lat nie mogłabym sobie wybaczyć, że jakiś ciapek albo łatek spędził życie w schronisku, tylko dlatego, że było mi smutno.
Powrót do góry
Anna
Gość






PostWysłany: Nie 15:46, 25 Lis 2012    Temat postu: Alex

Mój piesek zmarł 23.11.2012r. na stole operacyjnym. Nie mogę się pogodzić, że odszedł i w ostatnich chwilach tak bardzo cierpiał. W piątek rano 23.11.2012r. tata jak zwykle pojechał na wieś, na budowę domu. Codziennie tam jeździł, a to elektryka, a to jakieś gipsy, itd.Aleksa zostawialiśmy na noc w warsztacie, miał tam swoje posłanie, gdzie spał. Gdy w piątek jak co dzień tata otworzył drzwi do warsztatu pieska nie było. Zawsze żwawo wybiegał i już nie mógł się doczekać jak wyjdzie na dwór. Tata się zdziwił i poszedł zobaczyć co się z nim dzieje, dlaczego go nie ma. Zastał Go leżącego bezradnie w legowisku. Ze spuchniętym brzuszkiem. Miał 6 lat owczarek niemiecki. To było ostre skręcenie żołądka. Bóg jeden wie, jak to wyglądało, jak piesek cierpiał. Leżał już zupełnie bez siły. Tata jak opowiadał nam to Alex podniósł łepek z 4 cm do góry jak usłyszał głos Taty i nastawił jedno ucho. Tata od razu zadzwonił po mojego brata by zawieść Alexa do lecznicy. Zanim brat przyjechał Alex chyba jeszcze był świadomy ale tata powiedział że po 10,15 min opadło mu uszko. Wsadzili go na tył busa , tata był z nim z tyłu. Pojechali do lecznicy i weterynarz kazał im wyjść bo powiedziała że to się trochę zejdzie. Po dwóch może 1,5 godz zadzwoniła, że piesek nie żyje. Nasz najukochańszy Aleksik. Boże leżał w legowisku i cierpiał. Z nikąd nie było pomocy i czekał,, czekał aż ktoś przyjdzie. Wiedział że dla niego to już koniec, ale chciał zobaczyć jeszcze kogoś bliskiego, mojego tatę i Piotrka, który jak był malutkim pieskiem przyniósł go do domu. Wytrzymał to cierpienie by się pożegnać. Dziękuję Bogu że w tej ostatnich chwili oni z nim byli, że zdążyli. Tata mówił do niego i drapał go za uchem tak jak lubił najbardziej. Odszedł. Mi serce się kraje. Płacze całymi dniami i nocami, nie jem, bo nie odczuwam nawet takiej potrzeby. Z bratem się nie widziałam rozmawiałam tylko przez telefon w piątek, ale nie można było nic zrozumieć bo płakał do słuchawki. Mówił, że go tulił do siebie w tych ostatnich chwilach. Z tatą się widziałam wczoraj, w sobotę na wieczór. Z rana pojechał na wieś. Mama mówiła, że jak wychodził na autobus to powiedział tylko, jadę na wieś i odwrócił głowę. Ale widziała łzy. Zawsze z nim był Alex był mu jak towarzysz, a teraz pusto.....do kogo wracać. A dziś niedziela jechało się na wieś by Alex pobiegał i by mu dać jeść....już nie ma takiej potrzeby. Psinka to był członek rodziny. Za nikim tak nie płakałam jak za nim. Boże gdyby to było w dzień lub z trzy może dwie godziny wcześniej. Pewnie by Żył. Został pochowany w sadzie pod wieloletnią gruszą. Ludzie ratunku!...serce mi pęka! Aleksiu Kocham Cię Bardzo. Żegnaj... :,(
Powrót do góry
Illa
Schronisko



Dołączył: 29 Kwi 2007
Posty: 888
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Nie 18:36, 25 Lis 2012    Temat postu:

Płakałam jak czytałam.... Przeszłam TO SAMO z Norrisem. Co prawda miał blisko 9 lat.(chart irlandzki). Chodził ze mną do szkół na edukację humanitarna wiele lat temu...Miał skręt żołądka i zauważone to było od razu. (Piana na pysku i wzdęty brzuch). Niestety. Umarł po 4 dniach od operacji (przy której byłam!!!). Moja Mama powiedziała, że po Niej tak nie będę płakała jak po Norrisie...Fakt, że inny to płacz po Mamie. Po piesku płacze się bóbr i trzeba sobie dać pozwolenie na ten płacz...Norris był dobrym, cierpliwym psem...
Przeszłam jeszcze śmierć; Monte Negro (6 lat na serce), Larry (9lat) na raka kości, Illan bardzo młody - tragicznie, Mić MIć kotek mój kochany 16 lat. Wszystkie śmierci bolą. I własnych zwierząt i tych których nie dało się z jakichś powodów uratować... Tylko CZAS uleczy rany, nic innego nie pomoże. Chociaż... może pomoże następny piesek który do Was zawita by tak wspaniały DOM DLA PSA nie stał pustką... Czego z serca Państwu życzę. Wierzę, że moje zwierzęta czekają na mnie TAM. Nawet moja Śnieżka, kotka z dzieciństwa...


Dla Norrisa
..Nic nie szkodzi
By mój Anioł wyszedł z psem na spacer
Ja zaś spoglądając w szaro chmurne niebo
Nad horyzontem - powiem z zachwytem
To nie chmury się kłębią, nie deszcz idzie
To mój Anioł bawi się z Norrisem

Dla MIĆ MICIA
Był Wielki, Koci Obłok, piękny i biały....dumny,
Została Bolesna, Zgarbiona Chmurka
A z chmurki słone kropelki łez...
MiĆ MIĆ jest TAM, na pewno Jest...

Dla Monte Negro

Trzymałaś Go na czarnej smyczy
Której nie widziałam...
Kiedyś szarpałam się z Tobą
Jak z kobietą
Krzyczałam, oddaj mi go
Byłam silniejsza...
Wyzdrowiał i żył...
Tym razem podstępnie zawołałaś
- chodź na spacer
Poszedł, bo ufał
Upadł, nie wrócił
Zaprowadź Go do nieba
Niech czeka....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna
Gość






PostWysłany: Śro 17:54, 28 Lis 2012    Temat postu: Alex

Pani Illo, DZIĘKUJĘ PANI BARDZO
Powrót do góry
Teresa
Gość






PostWysłany: Pon 7:00, 10 Gru 2012    Temat postu: Najwieksza milosc

Czytam wszystkie wypowiedzi i ledwo widze na oczy od placzu.Wspolczuje wszystkim kochani.10 sierpnia stracilam mojego najwierniejszego , najukochanszego pieska yoreczka -Maxia. Mielismy parke rodzenstwo od 8-mego tygodnia.Przelecialy ocean zeby trafic do nas.Cale nasze zycie bylo im podporzadkowane.Wybudowalismy nowy dom z ogromnym ogrodem zaplanowanym dla nich.Wszystkie wakacje spedzalismy razem , nieraz bilety na samolot byly drozsze od naszych.Najlepsze organiczne i sprawdzane jedzenie.Robily z nami co chcialy byly tak rozpieszczane jak dlugo oczekiwane dzieci.Kiedy skonczylismy dom Maxio biegal oznaczal swoje terytorium i czul sie pierwszym gospodarzem.Byl taki szczesliwy a my razem z nim.Tego feralnego dnia jeszcze popoludniu biegal jak zwykle ,ale zaczela sie biegunka i wymioty.Maz wrocil z pracy w nocy i zaraz pojechalismy do kliniki zwierzecej.Podali mu zastrzyki i rano mielismy jechac jeszcze do naszego weterynarza.Nie spalam , glaskalam go po brzuszku a on pil ogromne ilosci wody i wymiotowal.Az w pewnym momencie zauwazylam ze lezy sztywny podbieglam zaczelam reanimowac i krzyczalam zeby nas nie zostawial.Udalo sie przywrocic akcje serca ale czy byl przytomny to nie wiem ,z oczkami otwartymi patrzac na mojego meza i przytulony do mnie jechalismy jak wariaci do weta ktory na nasz telefon otworzyl wczesniej lecznice.Powiedzial ze piesek jest w ciezkim stanie i nic nam nie obiecuje.Znal nas i wiedzial jak je kochamy i ze zadne koszta nie byly wazne ,mial ratowac za wszelka cene.Niestety za poltorej godziny Maxiulek jak go nazywalismy odszedl za teczowy most.Diagnoza skret zoladka.Ponoc u malych psow zadko sie to zdaza a jednak....Gdy wrocilismy do domu nasza sunia Sara nie wiedziala co sie stalo ,minela nas i poszla szukac swojego braciszka.Skremowalismy go i w ladnej urnie pochowalimy go w naszym ogrodzie na specjalnie zrobinym klombie z pieknymi kwiatami.Codziennie rozmawiam z nim.Nie chcialam slyszec o drugim "zastepczym" psie tymbardziej ze sama jestem juz w starszym wieku.Az ktoregos dnia maz przeczytal ogloszenie ze schroniska ze jest tam taki podobny.Pojechalismy natychmiast niestety okazalo sie ze juz dzwonil wlasciciel.U nas schroniska sa cieple w budynkach calkiem inne niz w Polsce.Od tego dnia maz szukal po internecile i ktoregos dnia pokazal mi biednego Yorka takiego smutnego ,w tle zdjecia pomieszczenie piwniczne a na drugim zdjeciu buda i siatka metalowa.Serce mi scisnelo na widok jego.Nie moglismy sie skontaktowac z wlascicielka trwalo to tydzien az nadszedl ten dzien .Jechalismy daleko , kobieta oddala jak przedmiot zainkasowala 300 dolarow i pojechala.W aucie przylgnal do mnie i przytulony w kocyku jechal dzielnie od czasu do czasu lizac mnie jakby prosil zeby go pokochac.Potem wymiotowal caly dzien moze nie lubial podrozy i stress do tego.Balismy sie ze Sarunia go nie zaakceptuje ale jest super.Miki jest kochanym pieskiem bardzo wychudzonym ,stan uzebienia jak u starego psa i prawdopodobnie straci pare zabkow bo sie ruszaja.Zdarty nosek i zniszczone zabki od klatki.NIe jadl zadnych psich przysmakow tylko najtansze chrupki jakie nam dano przy kupnie.Sklad same tluszcze i maka.Pomalu mieszalam z moimi az przeszedl na zdrowa karme.Teraz taki malutki lakomczuszek a my mu nie zalujemy.Jest z nami 2 tygodnie ,przybral na wadze i nie moze sie nacieszyc szczesciem.Biega po duzym domu i cieszy sie na nasz widok kiedy wracamy z pracy.Okazalo sie ze poprzednia wlascicielka trzymala go w klatce tylko do dopuszczania do suczek.I robila na tym pieniadze ,widocznie nie oplacal sie ten interes.Pierwsze dni zaklepal sobie jedno legowisko a mamy pare w calym domu i nie opuszczal go jakby sie bal ze mu ktos zabierze.Teraz caly dom i ogrod jest dla niego a noc w naszym lozku.Wybieramy sie do weterynarza zeby zobaczyl jego zabki czy da sie cos uratowac bo jeszcze jest mlody dopiero 2 latka.Takze dobrze wziasc drugiego pieska , on nie zastapi utraconego ale zabierze czas na rozmyslanie i my tez mamy radosc w sercu ze po stracie jednego drugiemu moze uratowalismy zycie.A w sercu gleboko jest kacik ktory zajmuje Maxiulek.Nigdy go nie zapomnimy i zawsze bedziemy kochac ale chcialabym przestac plakac bo jest jeszcze kochana Sara i Miki.Kochani moze na Was czeka gdzies blagajaca o pomoc psinka pomyslcie o tym.To nie jest zdrada a moze Wasz piesek tam wysoko wlasnie tego pragnie, zebyscie przestali plakac a miloscia i domem podzielili sie z innym biedaczkiem??Zycze powodzenia
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Tęczowy Most... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 5 z 12

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deoxGreen v1.2 // Theme created by Sopel stylerbb.net & programosy.pl

Regulamin